Muzyka operowa była popem dawnych czasów – powiedziała Pap Life śpiewaczka Alicja Węgorzewska. „Słyszałam już, że chałturzę i schodzę na psy” – mówi artystka, pytana o reakcje środowiska na jej flirt z innymi gatunkami muzycznymi.

 

Pap Life: – Podobno wychodzi pani z założenia, że opera jest dla wszystkich. Faktycznie, tak może być?

 

Alicja Węgorzewska: – Ona zawsze była dla wszystkich! Muzyka operowa była popem dawnych czasów. Ludzie wychodzili grać w karty, pić wino, jeść kolację i słuchali opery. A jak nie podobał się im jakiś dyrygent, to rzucali w niego jedzeniem. Dopiero Richard Wagner zgasił w operze światło i stwierdził, że trzeba do niej podchodzić trochę na kolanach. Ja ciągle uważam, że opera jest dla wszystkich. Jeden z moich ulubionych śpiewaków – Placido Domingo już na początku swojej kariery zaczął nagrywać – równolegle do stricte operowych projektów – zarzuele czy tanga argentyńskie. To przyciągnęło jego publiczność również do projektów klasycznych. Odwrotnie było z Andreą Bocellim, który zaczął od projektów pop-klasycznych. Aby przyciągnąć ludzi do opery, jego popularne nazwisko połączono na przykład ze słynnym „Requiem” Verdiego, które nagrał z nim Zubin Metha. Na otwarciu igrzysk w Soczi wystąpiła znakomita śpiewaczka operowa Anna Netrebko, przed laty w Hiszpanii igrzyska otworzyli Jose Carreras i Placido Domingo…

 

Pap Life: – Pani idzie drogą Domingo i będąc śpiewaczką operową angażuje się w projekty popularne. Po to by przyciągnąć szersze grono ludzi do opery?

 

A.W.: – Absolutnie tak. Jestem przekonana, że to działa. Wielokrotnie już po koncertach podchodzili do mnie ludzie i mówili: „Wie pani, to ja już się nie będę bał iść do opery, to wcale nie jest takie straszne”. Zastanawiam się tylko, kto ich wcześniej tą operą nastraszył? Dlatego też w projekcie „Diva for Rent”, czyli „Diwa do wynajęcia” – monodramie z 2011 roku – pojawił się podtytuł, którego potem nie używaliśmy, bo był nieco za długi: „Wszystko co chcecie wiedzieć o operze, a wstydzicie się zapytać”. Staraliśmy się w nim wytłumaczyć ludziom operę, odpowiedzieć, dlaczego kobiety grają w niej role męskie, albo, dlaczego stare kobiety śpiewają, że mają 18 lat. Pokazywaliśmy tę operę od kulis i nieco ją odczarowywaliśmy.

 

Pap Life: – A na ile operę dziś trzeba wpleść w tryby show-biznesu, by ją spopularyzować?

 

A.W.: – Jak najbardziej. Dlatego jako dyrektor artystyczny ubiegłorocznego Festiwalu im. Jana Kiepury zorganizowałam takie koncerty, że wnuk twórcy tego festiwalu – pan Aleksander Półchłopek – porwał mnie do tańca. Ludzie wstali z miejsc i zaczęli tańczyć. Wychodzę z założenia, że powinniśmy się nauczyć cieszyć muzyką klasyczną. Tymczasem u nas, gdy ktoś idzie do opery, to od razu przybiera poważny wyraz twarzy i traktuje ją z nabożeństwem. Dla mnie opera i muzyka klasyczna jest radością.

 

Pap Life: – Obrywa się Pani od swojego środowiska artystycznego za to popularyzowanie i wychodzenie do innych gatunków?

 

A.W.: – Oczywiście, że tak (śmiech). Tu i ówdzie już słyszałam, że tworzę chałtury, schodzę na psy i w ogóle, co ja wyprawiam! Bawi mnie to. Na szczęście nie jestem w tym działaniu osamotniona. Pierwszy duet nagrałam bodaj z Michałem Wiśniewskim. Następnie w duecie zaśpiewała z nim Małgosia Walewska. Śpiewacy tacy jak Jose Cura czy Renee Fleming mają mnóstwo płyt semiklasycznych. Nie wspomnę o słynnych trzech tenorach, z których każdy nagrał coś w stylu pop classic. To zupełnie naturalne.

 

Pap Life: – A nie jest tak, że jednak świat opery, muzyki klasycznej, zamyka się na przeciętnego słuchacza i nie uczy tej nieco bardziej szlachetnej muzyki?

 

A.W.: – To się zmienia. Gdy chodziłam do średniej szkoły muzycznej na fortepian i koledzy zaczynali gdzieś obok grać jazz, to przychodził dyrektor, wyrzucał ich z klasy i mówił, że niszczą instrumenty. Teraz do szkoły chodzi moja córka i słyszę, że mają improwizację jazzową, a na chórze śpiewają piosenki Enyi. Za moich czasów byłby tylko Mozart. Przeciętny słuchacz potrzebuje przejściówki, czegoś pomiędzy operą a popem. Jeden się na tym zatrzyma, inny pójdzie dalej – właśnie na klasyczną operę z prawdziwego zdarzenia. W to właśnie celuję.

 

Pap Life: – Najnowsza pani płyta „I Colori Dell’Amore” jest właśnie w pół drogi. W stylu Barbry Streisand czy Andrei Bocellego. To jest to wyjście człowieka opery do ludzi?

 

A.W.: – Dokładnie. I znów nie jestem w tym sama. Na scenie pojawił się nowy, młody tenor – Vittorio Grigolo – absolutne objawienie. Od razu, oprócz klasyki, śpiewa też płyty semiklasyczne, jak Placido Domingo. Na zachodzie nikt się tego nie wstydzi.

 

Pap Life: – Podobno słowa do swojej płyty napisała Pani sama.

 

A.W.: – Na krążku są tylko dwa covery – „Mi manchi”, piosenka z lat 80-tych, którą śpiewał Bocelli i „Caruso” Lucio Dalli, wylansowana przez Luciano Pavarotiego. Do pozostałych utworów faktycznie sama napisałam słowa.

 

Pap Life: Czy są bardzo osobiste?

 

A.W.: – Bardzo. Piosenka „Venezia” jest na przykład dla mojej córki Amelii, która na drugie imię ma Venice, ponieważ została poczęta w tym pięknym mieście… Utwór jest o tym, że moja córka może odrzucić wszystkie zwątpienia, rozłożyć skrzydła i osiągnąć w życiu wszystko, ale zależy to wyłącznie od niej. Jest na tej płycie również piosenka dla mojej nieżyjącej przyjaciółki, która zmarła na raka. Była matką chrzestną Amelii, a odeszła 1 czerwca, w Dzień Dziecka, zostawiając trójkę swoich dzieci. Stąd tytuł tej piosenki -„1 giugno”, czyli właśnie „1 czerwca”. Jest też piosenka „Margherita” dla mojej obecnej przyjaciółki, która zawsze zagrzewa mnie do walki; piosenka „Mamma” dla mojej mamy czy „La musica” – hołd dla muzyki, która jest moją wielką miłością. Jest też kilka utworów o męsko-damskich relacjach. Choćby „La liberta”- o wolności w związku, „Dentro di me” – o kobiecie, którą przez całe życie zdradza mężczyzna, mimo że ją kocha, czy „La storia di una notte”, czyli historia jednej nocy.

 

Pap Life: – Pomysł na taką płytę narodził się podobno kilkanaście lat temu, przy okazji współpracy z nieżyjącym już Grzegorzem Ciechowskim.

 

A.W.: – To prawda. Mieliśmy robić taką właśnie płytę, ale Grzegorz zadzwonił wtedy i powiedział, że dostał propozycję robienia muzyki do filmu „Wiedźmin”. A że były tam sztywne ramy czasowe, to zaproponował, że najpierw zrobi „Wiedźmina”, a potem nasz krążek. Mówił już o nim w wywiadach. Zaprosił mnie zresztą do „Wiedźmina”, napisał piękne wokalizy. Pod koniec listopada 2001 roku zadzwonił do mnie, by cieszyć się, że „Wiedźmin” został Złotą Płytą. Miesiąc później przyszła smutna wiadomość o jego śmierci… Nasza płyta, więc nawet się nie zaczęła. Do pomysłu wróciłam po latach.

 

Alicja Węgorzewska – polska śpiewaczka operowa, mezzosopran. Debiutowała w Wiedniu w Kammeroper w operze Glucka „Pielgrzym z Mekki”. Występowała na wielu krajowych i zagranicznych scenach operowych. Brała udział w programach telewizyjnych – „Jak oni śpiewają”, „Śpiewające fortepiany”, „Jaka to melodia” czy „Kocham Cię Polsko”. Była jurorką w „Bitwie na głosy”. Ma na koncie cztery płyty, w tym ścieżkę dźwiękową do filmu „Wiedźmin”, za którą otrzymała Złotą Płytę. W 2011 roku kandydowała do sejmu z list PSL.

 

Rozmawiała Katarzyna Kownacka (PAP Life)

 

http://paplife.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_paplife.pap.pl&_PageID=9&dep=89470&kat=1&depStart=1&_CheckSum=-37034320