[special_paragraph]Źródło: sadzeczanin.info[/special_paragraph]

 

[special_paragraph]Około 11,5 tysiąca widzów zgromadziły koncerty 46. Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju. Organizatorzy zapowiadają kolejnych sławnych śpiewaków podczas przyszłorocznej edycji, ale też kolejne niestandardowe pomysły. Być może kiedyś zagra w Krynicy na festiwalu poświęconym Kiepurze… Leszek Możdżer, znany polski polski kompozytor i pianista jazzowy. Chcą też promować młode talenty.[/special_paragraph] [special_paragraph]46. edycja Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju odbyła się 110. rocznicą urodzin Kiepury i 100. jego żony Marty Eggerth. I był to pierwszy od 28 lat przegląd bez Bogusława Kaczyńskiego, który go prowadził a potem organizował.[/special_paragraph]

Po Festiwalu 21 sierpnia 2012 3

– Mamy za sobą osiem dni pięknych wydarzeń. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa zaufało Krynicy i jestem głęboko wdzięczny ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu oraz marszałkowi Województwa Małopolskiego Markowi Sowie za wsparcie festiwalu w tej trudnej sytuacji – zaznaczył burmistrz Dariusz Reśko. Na zorganizowanie przeglądu mieli niewiele czasu, bo Bogusław Kaczyński zrezygnował z Krynicy-Zdrój w kwietniu. – Moje ocena festiwalu jest bardzo wysoka, ale najważniejsza jest ocena publiczności, która – mam wrażenie – wystawiła mu wysoką notę – dodał gospodarz miasta.

Nowa formuła festiwalu jest ośmiodniowa i z dwoma koncertami dziennie, a nie dwutygodniowa. – Wprowadziliśmy też nowe elementy, obok opery i operetki, jakkolwiek zawsze z tła nie zejdzie Jan Kiepura, jako symbol Krynicy. Myślę, że to się udało – stwierdził. – Choć dochodziły do nas uwagi różne, czy akurat Michael Jackson albo Stanisław Sojka to są elementy, które powinny się na festiwalu znaleźć. Ale generalnie odczucia są pozytywne, tylko kilka koncertów było odmiennych, reszta zgodna byłą z klasycznym wydaniem dotychczasowych edycji festiwali w sensie utworów czy wykonawców. W tym roku wykonawcy byli z najwyższej półki.

[special_paragraph]- Ten festiwal dla mnie jest źródłem wielkiej satysfakcji, a jej miarą są reakcji publiczności, która przez wiele lat była wychowywana w innej formule festiwalowej – mówił dyrektor artystyczny Stefan Münch[/special_paragraph].

[special_paragraph]Zwrócił uwagę na trudność monodramu operowego „Diva for rent”, który wykonywała Alicja Węgorzewska, ambasador festiwalu, bo wymagał umiejętności i śpiewaczych, i aktorskich na wysokim poziomie, i tanecznych.[/special_paragraph]

Przypomniał, że Krynica gościła wielkiego skrzypka Vadima Brodskiego oraz śpiewaków o światowej renomie: Małgorzatę Walewską oraz Roberta i Wojciecha Gerlachów. – To nie jest proste, by móc w ciągu tygodnia obejrzeć tylu śpiewaków występujących w Metropolitan Opera, La Scali i na scenach renomowanych Europy, nam się to udało – podkreślił Münch. -Mieliśmy też duży segment muzyki sakralnej, czego wcześniej nie było. Gdyby to ludzi nie interesowało, nie byłoby takiego przepełnienia kościołów podczas koncertów – dodał.

Podkreślał: – Decydujący był koncert inauguracyjny. Zapewniliśmy dobrą orkiestrę i śpiewaków. Ale ten pierwszy kontakt pani Węgorzewskiej i mój z publicznością decydował, czy nas kupią czy nie. My jesteśmy oboje inni niż pan Bogusław Kaczyński, nie próbuję go naśladować, a jednak ludzie to zaakceptowali.

Przypomniał, że kiedy Bogusław Kaczyński odchodził również z Łańcuta, też uważano, że tamtejszy festiwal upadnie, publiczność i artyści się odwrócą. – Okazało się, że nie, ale zawsze jest ten niepokój, czy ludzie nas pokochają. Chyba pokochali i będziemy się starali, by pokochali jeszcze bardziej – deklarował dyrektor festiwalu.

Jak mówił, widzowie przychodzili mówiąc, że nowe prowadzenie koncerów im się podoba. – Jan Kiepura i Krynica to jest marka. To jest wartość ogólnopolska, festiwal znany wszędzie. Wykorzystując nośność tej marki będziemy pracowali nad udoskonaleniem formuły festiwalu – stwierdził dyrektor artystyczny imprezy. – Ale jest niewidzialna granica: są koncerty wysmakowane, coraz trudniejsze, odwołujące się do wąskiego segmentu publiczności i w tę stronę pójść nie można, to nie to miejsce. Chciałbym recitalu fortepianowego, żeby Leszek Możdżer mógł zagrać, jest tutaj miejsce na propozycje instrumentalne, ale w tę stronę trzeba iść ostrożnie. Z drugiej strony jest zjazd w komercję i zjawiska z kultury masowej i to też nie byłoby dobre, choć nie da się tego pominąć ani udawać, że tego nie ma. Nie robimy festiwalu dla koneserów, ale dla tych tłumów ludzi, którzy stali trzy godziny za barierką słuchając koncertu plenerowego.

Münch podkreślał, że do bardzo wielu arii nie ma w Polsce materiałów orkiestrowych, a żeby je ściągnąć, trzeba sporo wydać – do arii trwającej na scenie 4 minuty materiał kosztuje 3-4 tysiące złotych. Jeśli takich utworów jest w programie koncertu jest 20, to już koszt 60 -80 tys. zł. – To bariera. Na większość wysmakowanych rzeczy nie ma materiału i wykonuje się je z akompaniamentem fortepianu. Ale będziemy chcieli pokazać różne odcienie muzyki wokalno-instrumentalnej. Dlaczego nie oratorium albo kantaty? – zaznaczył.

[special_paragraph]Alicja Węgorzewska dodała, że „puszczanie oka” do masowej publiczności jest i będzie też nadal ich celem, jako organizatorów festiwalu. -Będziemy łączyć w przyszłym roku te koncerty z najwyższej półki, z najlepszymi śpiewakami, ale także nie widzę nic złego w formule, którą zrobił Luciano Pavarotti w Hyde Parku – podkreślała. – I siedziała królowa Anglii w pierwszym rzędzie, a ludzie z koszyczkami piknikowymi na trawie i słuchali koncertu. To uśmiech w stronę dorosłych, ale też dzieci, w których trzeba rozwijać pasję słuchania. Stąd pomysły imprez masowych, których mogli wysłuchiwać ludzie za barierkami, których nie stać na kupno biletu. Trzeba też promować młode talenty, bo po co ci ludzie kończą szkoły, skoro nie mają gdzie wystartować[/special_paragraph]?

[special_paragraph] Za wzór, do którego chce dążyć, Węgorzewska podała Festiwal Muzyki Dawnej w Innsbrucku i festiwal w Salzburgu, gdzie jest dużo imprez towarzyszących, jak atrakcyjne wystawy o renomie światowej, które też powinny przyciągać turystów do Krynicy. – Mam nadzieję, że przyszły festiwal dopiero pokaże, jak możemy rozwinąć skrzydła – zapowiedziała.[/special_paragraph]

Burmistrz Reśko zadeklarował, że w 2013 roku wróci festiwal młodych talentów, być może połączony z warsztatami. Prowadzą rozmowy z uczelniami muzycznymi, przychylne jest też Ministerstwo Kultury. A także wielu wykonawców prowadzi własne warsztaty i zdaniem Müncha można też ich wciągnąć w te szkolenia.

Wstępne szacunki festiwalowe mówią, o 11,5 tysiąca uczestniczących w koncertach – tych, którzy kupili bilety i tych, którzy przyszli na darmowe koncerty do kościoła (około 2,5 tysiąca). Były też osoby słuchające koncertów poza tymi miejscami, na odległość.

Festiwal jest bliski zbilansowania się, jak twierdzą organizatorzy. Podliczane są zyski ze sprzedaży biletów, ale też nadzwyczajnych kosztów, których nie przewidziano. Wiadomo, że 223 tys. zł kosztowało oświetlenie, nagłośnienie i obsługa kamer. W budżecie Krynicy zarezerwowano na festiwal 125 tys. zł, Urząd Marszałkowski wyłożył 100 tys. zł, a Ministerstwo Kultury – 200 tys. zł. Miasto pozyskało też sponsorów, w tym duże firmy inwestujące i te działające w Krynicy.