MIŁOŚĆ PO WŁOSKUALICJA WĘGORZEWSKA
Nie ma na co czekać, po czterdziestce mezzosopran brzmi najlepiej – stwierdziła Alicja Węgorzewska, śpiewaczka i popularna jurorka telewizyjnej Bitwy na głosy. Napisała teksty – po włosku! – i nagrała płytę, w której od razu można się zakochać.
Powinna dostać medal za to, że ułatwia ludziom kontakt z muzyką klasyczną. Śpiewaczka z dyplomem i doświadczeniem za granicą występuje w popularnych programach, a nawet zagrała (śpiewaczkę!) w Na dobre i na złe. W teatrze Polonia wystawiła monodram Diva for rent, ale nie ma w sobie nic z diwy. Energiczna, swojska. Opowiada, jak mąż Peter Whiskerd pół roku walczył o jej rękę („usiadł koło mnie w samolocie namolny Anglik…”), i o tym, jak starali się o dziecko. To dla Amelki powstała pierwsza piosenka na płycie I colori dell’amore.
Twój STYL: Własne teksty: ale sobie pani utrudniła! Nie łatwiej nagrać „ulubione arie operowe”?
Alicja Węgorzewska:Słuchałam płyt Sarah Brightman i Andrei Bocellego i zazdrościłam im, że mają coś swojego. Nie zbiorówkę arii, ale projekt autorski. Ale pierwszym „zapalnikiem” płyty był Grzegorz Ciechowski. Planował: zrobimy Wiedźmina (AW nagrała do filmu wokalizy – red.), a potem twoją płytę i to nie będzie „muzyka do windy”. Nie zdążyliśmy. Grzegorza zabrakło. Pomysł oddalił się na długo. TS: Wrócił, bo? AW: Bo już się naśpiewałam w operze. Siedem wersji Carmen, trzy Orfeusze, Kawaler Srebrnej Róży, dwa Gwałty na Lukrecji…
Ależ to brzmi!
– Ponad 300 poważnych przedstawień i koncertów. Zdecydowałam się nagrywać płyty, bo nie chcę na starość być zgorzkniałą śpiewaczką, która wyciąga plakaty, mówiąc: o, tu kiedyś śpiewałam. A w wieku, w którym jestem, czterdziestu paru lat, mezzosopran jest w rozkwicie możliwości.
Dlaczego płyta jest po włosku?
– Bogdan Kierejsza, młody skrzypek i kompozytor, napisał dla mnie piosenkę. Była piękna, ale po francusku. Mówię, że tego nie czuję. Na co on: to śpiewaj po polsku. Ale gdzie tam! Wyszło coś między Violettą Villas a Anną Jantar. I nagle olśnienie: włoski, najbardziej śpiewny język świata! Siadłam i napisałam dziesięć tekstów.
Tak po prostu?
– Z komponowaniem u mnie ciężko, ale pisanie przychodzi mi łatwo. Może dlatego, że uczył mnie Henryk Sawka (dziś satyryk i rysownik – red.), który był w szkole średniej moim wychowawcą. Umiał „nastawić nas na twórczość”. A włoski? Ja się nim nieźle posługuję.
Dzięki dawnej miłości?
– Rzeczywiście, przez dwa lata miałam chłopaka, pół Włocha, pół Francuza. Studiowałam we Włoszech. Przyszły mąż też tam mieszkał. Ale język znam jeszcze ze studiów w Polsce. Operę najczęściej śpiewa się po włosku.
I trzeba znać język libretta?
– Śpiewacy albo odtwarzają melodię bez zrozumienia, albo uczą się języków i interpretują tekst. W akademii uczono mnie zasady pięciu punktów: kim jestem, o czym śpiewam, do kogo śpiewam, jaki jest mój stan ducha i co chcę wyrazić. Do tego trzeba znać język!
O czym jest pani płyta?
– Piosenka Venezia jest dla Amelii, która się w Wenecji poczęła i nawet na drugie imię ma Venice. Długo staraliśmy się o dziecko. Amelka jest jedyna, później już się nie udało.
Dziś ma 12 lat.
– Chodzi do szkoły muzycznej, ma średnią 5,5. A śpiewa tak pięknie, że na pewno do czegoś w życiu dojdzie. Powinna tylko odrzucić zwątpienie, otworzyć serce i lecieć!
Poetycko…
– Bo cytuję słowa tej piosenki.
Utwór Mamma dla mamy?
– Tak. „Jestem silna twoją siłą, zawsze uczyłam się od ciebie…”. Mama tyle dla mnie poświęciła. Przeprowadziła się ze Szczecina, żeby mi pomagać. Jest też piosenka Margherita dla przyjaciółki Małgorzaty: „kocham się z tobą śmiać – nauczyłaś mnie, że każdy może zmieniać swoje życie”.
Wszystkie piosenki są z życia?
– Każda jest scenariuszem, który w moim życiu się dzieje lub mógłby się zdarzyć. Liberta jest o wolności w związku. Mój mąż potrafił to zrozumieć. Gdyby mi nie dał tej wolności, już dawno nie bylibyśmy razem! Ale jest też tekst o kobiecie zdradzanej.
Z okazji płyty zmieniła pani image: ascetycznie, w skromnym koku.
Jak nie ja! Ale to właśnie ja! Wszyscy postrzegają mnie przez pryzmat sceny: przepych, kolie, bogatesuknie. W życiu prywatnym jestem inna. Zresztą, niech pani zobaczy, jak dziś wyglądam: czarna bluzka, klasyczny żakiet.
Ale buty zdradzają charakter (platformy z kolorowych skórek)!
– Kupiłam sobie dwa lata temu na wyprzedaży w Wiedniu. To Jeffrey Cambpell, ten, który projektuje buty dla Lady Gagi! Cena była atrakcyjna. Ale dziś bym pewnie już takich nie kupiła.
Nowy rozdział?
– Stanowczo. Chcę robić swoje rzeczy. Ktoś powie: śmieszne, pierwsza autorska płyta dopiero po czterdziestce. Ale dla mnie ona przychodzi w dobrym czasie. Zapracowałam na nią.
RozmawiałaJoanna Nojszewska
Twój Styl 4/2014
Czytaj więcej na http://www.styl.pl/magazyn/wywiady/news-milosc-po-wlosku,nId,1357717?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
http://www.styl.pl/magazyn/wywiady/news-milosc-po-wlosku,nId,1357717