Źródło: Złote Przeboje

 

W minioną sobotę, w programie „Co mi powiesz, jak Cię złapię” gościem Marzeny Rogalskiej była polska śpiewaczka operowa – Alicja Węgorzewska. Jakie szczegóły ze swojego życia zdradziła w Radiu Złote Przeboje?!

Marzena Rogalska – Pamiętasz jakieś najśmieszniejsze powitanie, które pozostało w Twojej pamięci?

Alicja Węgorzewska – Mój kolega witał nauczycieli w Dniu Nauczyciela. Siedzieliśmy w liceum muzycznym, grzeczne dzieci w biało-granatowych mundurkach i kolega chciał tak pięknie ich powitać i wymsknęło mu się niecenzuralne słowo. Niestety był zawieszony w prawach ucznia, tak to się wtedy kończyło.

Marzena Rogalska – Ciągle na walizkach, wiecznie zapracowana. Nie wiem, jak Ty w ogóle dajesz radę wychowywać córkę, mieć rodzinę

Alicja Węgorzewska – Nie pytaj mnie, bo ja sama nie wiem.

Marzena Rogalska – Ja myślę, że w trakcie tych podróży, u takiej osoby jak Ty musi się wiele dziać..?

Alicja Węgorzewska – Miałam bardzo, bardzo wiele przygód. Zwykle granicznych.

Marzena Rogalska – Ale mówisz o granicach nerwowych? Wytrzymałości psychicznej?

Alicja Węgorzewska

– Nie, nie. Chodzi mi o przekraczanie granic kraju. Jedna z ciekawszych przygód miała miejsce, kiedy grałam koncert w Austrii. Lądowałam z przesiadką w Wiedniu i pan do mnie „paszport proszę”. Okazałam mu dokument, ale te paszporty były kiedyś kiepskiej jakości. Ten plastik z okładki znajdował się w samym środku zdjęcia, zamazywał je. A ten pan do mnie: „przepraszam bardzo, to nie pani paszport, jest podrobiony, zdjęcie jest wyciągnięte i włożone inne. W każdym razie, „ nie wpuszczam pani”. A ja na to, „świetnie, pan mnie nie wpuszcza, ja nie śpiewam w operze, więc wysyłam państwu rachunek za straty.”. I wtedy zapadła cisza. Nagle wyciągnął kartkę a4 i powiedział: „a teraz się pani 30 razy szybko podpisze jak w paszporcie”.

Marzena Rogalska – Żartujesz <śmiech>

Alicja Węgorzewska – Tak było i rzeczywiście mnie wtedy wpuścił. Ale gorzej było jak wyjeżdżałam kiedyś z Austrii po kontrakcie. Pamiętam zapakowałam wtedy swój pierwszy samochód – Renault Twingo po sam dach, bo nakupowałam sobie pełno nut i butów oczywiście, suknie

Marzena Rogalska – No tak, to jeszcze czasy, kiedy się z tej zagranicy przywoziło różne rzeczy.

 

Alicja Węgorzewska – Mąż po mnie przyjechał. Chciał mi pomóc przeprowadzić się z Austrii, bo potem jechałam na kontrakt do Niemiec. Przekroczyliśmy Austrie, pieczątki w paszportach były, bo to jeszcze czas kiedy tak owe były, a na czeskiej granicy pan zauważył, że ja mam ogromną stertę tax-free. Kazał mi wyjąc każdą rzecz, która była na tej fakturze, a jeśli nie, to musiałabym zapłacić kaucję.

Marzena Rogalska – Wierzę, że Ty sobie i z tym problemem poradziłaś..

Alicja Węgorzewska

– Właśnie nie! Mój mąż starał się ułagodzić tego czecha, kazał mi do niego pójść i się uśmiechnąć jak najładniej umiałam. Ten facet tak spojrzał na mnie groźnie i wtedy wubuchnęłam: „ a co pan myśli, że ja jestem handlarą, że stanę na ulicy i w niedzielę będę handlować tymi rzeczami co mam w samochodzie?”. Niestety pan nas nie wpuścił Pojechaliśmy na następne przejście. A tam Austryjacy mówią, że nie powinnam tu przebywać, bo mam pieczątkę, że opuściłam Austrię, a nie posiadam tak owej potwierdzającej, że wróciłam. Opowiedziałam im, jak mnie potraktował urzędnik czeski. A oni na to, że jak jestem śpiewaczką, to żebym im zaśpiewała. Niewiele myśląc stanęłam na środku i dałam wszystkim urzędnikom celnym koncert. Ostatecznie wpuścili mnie kanałem dyplomatycznym, żeby Czesi mnie już nie zatrzymali. Takie miałam przygody.

Marzena Rogalska – Ktoś kiedyś w Twoim życiu odkrył w Tobie talent, nie tylko wokalny, bo talentów masz wiele, np. aktorski. Ale była jedna osoba w Twoim życiu, która powiedziała, że masz śpiewać.

Alicja Węgorzewska – To prawda.

 

Marzena Rogalska – Przeszłaś przez różne etapy edukacji. Jesteś bardzo wykształcona. Ale czy ta droga przez licea muzyczne i studia była taka prosta?

Alicja Węgorzewska – Liceum skończyłam w klasie fortepianu i byłam zapaloną pianistką. Ale już pod koniec nauki zakochałam się w śpiewie, po maturze poszłam na 3 miesiące do teatru operowego. Miałam nawet kontrakt, ale kazali na sylwestra przyjść i śpiewać, a ja powiedziałam, „ co, ja mam 18 lat, ja chce iść na sylwestra, a nie do pracy”! Po nowym roku już tam nie wróciłam, tylko stwierdziłam, że chcę się przygotować do studiów. Najpierw pojechałam ze Szczecina do Warszawy, bo w Szczecinie nie było Akademii Muzycznej. Ale wtedy był tak rok, że w Akademii Muzycznej w Warszawie przyjmowali samych chłopców, żeby wyrównać ilość uczniów obu płci, bo nie mieli jak przedstawień robić. Pojechałam więc do Gdańska. Przeszłam przez pierwszy etap, miałam bodajże drugą lokatę, no i wtedy Grzesiek Chrapkiewicz (obecnie reżyser), był wtedy w komisji powiedział, że po zaprezentowaniu etiud

Marzena Rogalska – A co Ci zadali?

 

Alicja Węgorzewska

– Nie pamiętam już. Coś na zasadzie „zsiadłego mleka”. I jak się już w tym zsiadłym mleku wytarzałam, to komisja kazała mi zatańczyć. A ja żeby fajnie wyglądać założyłam szpilki, full make-up, a tu mi każą tańczyć a to mazurka, a to kujawiaka. Nie miałam wyjścia, jedną nogą uderzyłam w powietrze, drugą w powietrze, buty poszybowały za mnie. Pamiętam jak przyjmowali mnie już na studia, to Grzesiek Chrapkiewicz powiedział, „słuchaj, jak wyszłaś z tego egzaminu, to wszyscy leżeli na stole. I powiedzieli, że albo jesteś taka zdolna, albo taka beznadziejna i głupia. Jeżeli jest głupia, to trudno po pierwszym roku ją wyrzucimy, ale a nóż jest zdolna – trzeba ją przyjąć”. I przyjęli mnie!

Marzena Rogalska – Myślę sobie, że komisja miała rację. Jesteś talentem, ale jednocześnie jesteś dość „walnięta”. Takiej osobie jak Ty, z takim poczuciem humoru na pewno różni ludzie robią psikusy.

Alicja Węgorzewska – Podczas produkcji Hoffmana w Teatrze Wielkim, miałam któreś już z kolei przedstawienie, przychodzę w niedzielę, wisi mój kostium, stoją buty.. ubieram się 15 min przed spektaklem i okazuje się, że buty są 4 rozmiary za małe! Okazało się, że moje koleżanki były takie dowcipne, że mi podmieniły dla śmiechu buty. Niestety w niedzielę w teatrze nikogo nie ma, nikt mi nie mógł pomóc. Poszłam więc na boso.

Za to ja, kiedyś swojemu koledze zamiast soku jabłkowego nalałam piwa, jak „chaustnął” sobie, to zaczął się wydzierać, że po piwie traci głos i kto miał takie mądre żarty?!

Marzena Rogalska – Znowu udajemy się z Toba w podróż. Co mi powiesz o Wenecji?

Alicja Węgorzewska – Wenecja jest szczególnie droga mojemu sercu. Byłam tam wiele razy. Pewnego dnia w Wenecji poczęło się nawet moje dziecko. Dlatego też dałam mu na drugie imię – Wenys, na pamiątkę tego aktu, czynu. Mój teść powiedział, że pięknie w gondoli wyglądałam z mężem i z gondolierem. Zapytał wtedy czy faktycznie wiem kto jest ojcem, bo gondolier też wyglądał na bardzo zadowolonego! Ale któryś pobyt wyglądał tak, że lądowałam, miałam koncert, nuty miałam ze sobą, bo wożę je zawsze w podręcznym bagażu, ale okazało się, że walizka ze wszystkimi butami i ciuchami niestety nie doleciała. Udałam się więc do biura zaginionego bagażu, otrzymałam od nich taki T-shirt, szczotkę do zębów. Ale następnego dnia miałam koncert i walizka była mi bardzo, ale to bardzo potrzebna. Więc rano, następnego dnia zamiast pysznego śniadanka, udałam się na zakupy. Musiałam kupić sukienkę, buty

Marzena Rogalska – W jednym z najdroższych miast

Alicja Węgorzewska – Chyba najdroższym! Ale przecież miałam ubezpieczony bagaż, więc liczyłam, że mi wypłacą rekompensatę. Okazało się jednak po moim powrocie, że bagaż wylądował z powrotem w Warszawie.

Marzena Rogalska- Dlaczego?

Alicja Węgorzewska

– Nie wiem, przeleciał się po całej Europie, ale beze mnie! Powiedziano mi wtedy, że przecież mój bagaż nie zaginął, bo dotarł do Warszawy. Bagaż ich zdaniem miał po prostu opóźnienie.

Marzena Rogalska – Nie zwrócili Ci ani grosza?

Alicja Węgorzewska – Ależ skąd! Do dzisiaj wisi ta suknia w szafie, chociaż już jest nie modna, ale została na pamiątkę tego pobytu w Wenecji.

 

Marzena Rogalska – Czasem się zastanawiam, jak człowiek w ogóle zapamiętuje te całe arie, które śpiewa?

Alicja Węgorzewska

– To jest pamięć wzrokowa. Jak śpiewam 4 godziny na przykład po niemiecku, to w każdej chwili mogę otworzyć partyturę i pokazać w którym jestem miejscu. Ale, zdarzają się też horrory śpiewaczek. Na przykład spóźniasz się na przedstawienie, albo zapominasz w którym momencie masz wyjść. Miałam taką historię w „Fauście” Roberta Wilsona w Teatrze Wielkim. Bardzo nie lubiłam tej roli, bo zrobili ze mnie zamiast pięknego studenta , śliniącego się staruszka z łysinką, w stalowymgarniturze Wtedy nawet moja mama mnie nie poznała! Jak musiałam jeszcze zaśpiewać po tej wielkiej scenie, to byłam tak wycieńczona, że dwa razy zapomniałam wyjść.

Marzena Rogalska – Jesteś mezzosopranistką. Czy to jest taki rejestr, w którym Ty się odnajdujesz? Czy zadajesz sobie pytanie, a gdybym była sopranem to ?

Alicja Węgorzewska – Ja sopranem byłam. Tak mnie zdiagnozowali w Polsce podczas studiów. Dopiero jak pojechałam do Włoch, to zapytano mnie w szkole w Sienie, „ a dlaczego Ty śpiewasz sopranem?”. Na to ja, że jestem sopranem, więc tak śpiewam, Ale okazało się jednak, że kto się w Polsce pomylił oceniając mój głos.

Marzena Rogalska – Alicjo, w ilu Ty miastach właściwie żyjesz?

Alicja Węgorzewska – Mam jeden skromny segmencik na Ursynowie, na skarpeczce. Ale właściwie mieszkam w Wiedniu, Berlinie, Monte Carlo, Paryżu i wielu innych miastach. Z reguły tam gdzie się robi produkcję operową, trzeba zamieszkać na przynajmniej trzy miesiące. W tej chwili dużo koncertuje, nagrywam płyty – stwierdziłam, że czas zrobić krok ku temu, żeby po mnie coś zostało, zanim zacznie mi się głoś chybotać w każdą stronę. Poza tym, nie mogę już zostawiać mojego dziecka na trzy miesiące.

 

Marzena Rogalska – Czyli na razie jest spokój?

Alicja Węgorzewska – Tak. Ewentualnie na tydzień, dwa tygodnie maksymalnie zatrzymuje się gdzieś poza Polską. Nie mogę już powiedzieć, że mieszkam w obcych miastach, ale chętnie je odwiedzam.

Marzena Rogalska – Odwiedzasz na pewno Wiedeń, bo bardzo dużo razy tam występowałaś.

Alicja Węgorzewska – W Wiedniu był mój debiut, bo mnie w Polsce nie chcieli. Wysłałam w tyle miejsc aplikacji, ale odpowiadali, że nie potrzebują żadnej śpiewaczki. Wysłałam więc aplikację także do Wiednia i ram mnie zaprosili. Zagrałam tam 18 przedstawień w najsłynniejszej operze.

Pamiętam, jak pojechałam kiedyś na koncert w czasach studenckich do Zabrza, i tam zrobiłam zdjęcie Placido Domingo. Z tym zdjęciem pojawiłam się Wiedniu, wybrałam się na próbę opery z udziałem Domingo, bo koniecznie chciałam autograf. Zwróciłam się do niego, „maestro, chciałam żeby to zdjęcie mi maestro podpisał”, a on wielce zdziwiony pyta czemu zwracam się do niego „maestro”, przecież też śpiewam.

Byłam tak przejęta tym spotkaniem, że udało mi się wydusić tylko jedno pytanie: „ Czy jak ja już przytyję i będę taka większa i będą długo śpiewać, to będę mogła śpiewać takie wielkie, wielkie mezzosopranowe role??”. A on tak spojrzał na siebie i mówi: „wiem, że przytyłem, dostaje zadyszki i skraca mi się oddech. To w ogóle nie ma nic wspólnego, bo tłuszcz nie rezonuje”. Wtedy do mnie dotarło, że nawet jak przytyje, to i tak mi nic nie pomoże. Sukces zależy od ciężkiej pracy, od elastyczności mięśni, od wykorzystania rezonatorów i od tego co Bóg dał.

Marzena Rogalska – W tym momencie położyłaś „ na łopaty” stereotyp. Ludzie myślą, że każda śpiewaczka operowa musi być większa.

Alicja Węgorzewska – Tak, ja wiem. Bo koleżanki, śpiewaczki uwielbiały przesiadywać w bufecie i jeść pączki. To one zapracowały na ten stereotyp.

Marzena Rogalska – Twoja historia, która wydarzyła się w POLSACIE dowodzi, że prawdziwy śpiewak, potrafi śpiewać w każdych warunkach.

Alicja Węgorzewska – To znaczy, okazało się, że jestem upadłą śpiewaczką na tym koncercie.

Marzena Rogalska – Jak to się stało, a właścwie co się faktycznie stało!?

 

Alicja Węgorzewska – To była taka szybka zmiana reżyserska, noc, dużo osób na scenie. Reżyser kazał nam inaczej się zaprezentować niż na próbach, bo uznał, że nie będzie nas widać.

Marzena Rogalska – Co to było za wydarzenie?

Alicja Węgorzewska – To był Sylwester na żywo. W pewnym momencie zrobiłam krok, i działo się to co w najgorszych snach spadasz. I spadłam na szyny kamery, 2 metry w dół, zginęłam z powierzchni ziemi. Moją potyczkę nawet ktoś nagrał komórką i wrzucił na Youtube. Ale to był Sylwester na żywo, trzeba było działać. Krzysiek Ibisz z Maćkiem Dowborem wyciągali mnie z tego kanału, a ja dalej śpiewałam. Chłopaki mnie wyciągnęli, a ja dokończyłam tę melodię. Wszytsko dobrze się skończylo, bo telewizja ma pare sekund opóźnienia w transmisji. Kamerzyści w odpowiednim momencie odjechali kamerą i zaczęli pokazywać sztuczne ognie, zgromadzona publiczność. Wyobraź sobie, że wracam do domu, a mama do mnie mówi, że tak pięknie wyglądałam w tej sukni, makijażu, ale bardzo mało mnie pokazywali! < śmiech>. Wszystko wyszło więc rewelacyjnie. Cały miesiąc musiałam jednak chodzić w kołnierzu, bo trochę sobie kręgosłup szyjny potłukłam. Tak spektakularnie to tylko raz udało mi się upaść!

Marzena Rogalska – Myślę sobie Alu, że Ty nie jesteś chyba taką kobietą, która nie korzysta z tego co Bóg dał. Mam tu ma myśli oczywiście niekwestionowany Twój walor, czyli piękne piersi. Zawsze ubierasz się tak, że je eksponujesz.

Alicja Węgorzewska

– Jak Bozia dała to eksponuje.

Marzena Rogalska – Wiesz czemu o to pytam? Piersi małe, czy duże potrafią być niesforne w życiu artysty.

 

Alicja Węgorzewska – Pamiętam taką produkcję w Krakowie, mój debiut krajowy po powrocie z zagranicy, Głowna rola w „Gwałcie na Lukrecji”. Tam jest taka scena, że ona śpi w takich jedwabiach ponętnych i falujących, oczywiście bez bielizny. I dochodzi do gwałtu, a ten jedwab tak pięknie się rozchylił, pierś się ukazała. Pamiętam, że patrzyłam tak na mojego oprawcę, a on w ogole nie zareagował, dalej śpiewał z tym nożem zawieszonym nade mną.

Marzena Rogalska – Napatrzeć się chciał!

Alicja Węgorzewska – Jak się już napatrzył, to faktycznie okazał się dobrym kolegą i zasłonił mi niepostrzeżenie te roznegliżowane ciało.

Marzena Rogalska – Jak to się stało, że kobieta taka jak Ty, czyli właśnie 200 procent kobiecości, z walorami o których wcześniej rozmawiałyśmy, grała role męskie? Kto Cię w to wrobił?

Alicja Węgorzewska

– Stało się tak, że kiedyś w Berlinie wygrałam konkurs i wtedy zaczęłam śpiewać taką dużą, męską rolę mezzosopranową. Wtedy się okazało, że takich ról jest bardzo dużo. Rzeczywiście na mezzosoprany jest napisanych dużo „ról spodenkowych”. Nie wiem tylko dlaczego, w wikipedii napisano, że się w tym specjalizowałam, skoro śpiewałam zarówno „spodenkowe” jak i „sukienkowe” role. Ale powiem Ci, że to jest takie dziwne, bo człowiek ma później taki kryzys tożsamości. Przede wszystkim, obwiązują piersi na płasko bandażem, już się wtedy źle czuje. Potem kleją ci na włosy taką „glacę”, na to kładą męską perukę. Ja musiałam się nauczyć chodzić jak facet, zachowywać i siadać i wymachiwać szabelką. Raz byłam nawet homoseksualistą, z drugą mezzosopranistką, która też grała faceta.

A w „Kawalerze srebrnej róży” – to jest dopiero historia. Zaczyna się od sceny łóżkowej z sopranistką, którą musiałam Mizia, obracać, całować, potem wchodził baron. Wtedy ja, jako dziewczyna przebrana na faceta, przebieram się za pokojówkę i on mnie klepie po tyłku myślać, że ja jestem kobietą, a ja jestem mężczyzną graną przez kobietę.

Marzena Rogalska – To jest wszystko strasznie poplątane!

Alicja Węgorzewska

– Po takich przedstawieniach mam kryzys tożsamości i jak wracam do domu to sprawdzam czy wszystko mam na miejscu. Czy faktycznie jestem kobietą?!

Marzena Rogalska – Alicjo, fantastycznie się z Tobą gawędzi..

Alicja Węgorzewska – Ale ja do roboty muszę!

Marzena Rogalska – No tak, bo dziś w dwójce „Bitwa na glosy”, gdzie jesteś jurorką. Pięknych, „sukienkowych” ról Ci życzę w operze. Dziękuje, całuję!

Alicja Węgorzewska – Całuję moją złotą publiczność !